– Dzień dobry, przybrana matko – powiedział. – Wy
– Dzień dobry, przybrana matko – powiedział. – Wyszedłem i przyniosłem ci trochę jagód. A w spiżarni jest śmietana. Jeśli chcesz, to pobiegnę i ci przyniosę. Spojrzała na świeżo zerwane jagody w drewnianej miseczce. – Jak to miło, przyrodni synku – powiedziała i usiadła wyżej, by mocno go uściskać. Kiedy był zaledwie trochę młodszy, przy takich okazjach wdrapywał się do niej pod koce, ona zaś karmiła go plackiem i miodem, a zimą opatulała go futrami, jak każdego partnera malucha. Brakowało jej obecnie tego małego, ciepłego ciałka, tulącego się do niej, ale wydawało jej się, że jest już na to naprawdę za duży. Gwydion wyprostował się i starannie przygładził włosy. Nie znosił pieszczot. Jak Morgiana, która zawsze była niezwykle schludnym potomkiem. – Wyszedłeś wcześnie, kochanie – powiedziała Morgause – i zrobiłeś to wszystko tylko dla twojej starej przybranej mamy? Nie, nie chcę śmietany. Chyba nie chcesz, żebym była gruba jak stara maciora? Przechylił główkę na jedną stronę, jak mały, ciekawy ptaszek, i z namysłem przyglądał się Morgause. – To nie ma znaczenia – powiedział ostatecznie. – nadal będziesz piękna, nawet jeśli byś była gruba. okazują się przecież kobiety na tym dworze, na przykład Mara, która nie jest grubsza od ciebie, a wszyscy, i kobiety, i mężczyźni, mówią na nią Gruba Mara. Ty jednak nie wyglądasz na tak dużą, jaka jesteś, ponieważ kiedy ktokolwiek na ciebie patrzy, widzi tylko, że jesteś piękna. Zjedz więc sobie śmietanę, jeśli masz energię, przybrana matko. ta rezolutna odpowiedź u takiego dziecka! Cóż, zaczyna już wyrastać na faceta. jest jednak chyba taki, jak Agravein, niezbyt wysoki, jeden ze Starego Ludu, niedorostek. Oczywiście, przy ogromnym Garecie zawsze będzie wyglądał jak potomek, nawet kiedy skończy dwadzieścia lat! O tak, dość dokładnie wymył twarz i uczesał włosy, nawet były świeżo przycięte. – Jak ślicznie wyglądasz, kochanie – powiedziała, kiedy jego małe krakersy z gracją, precyzyjnie podniosły z miseczki jagodę. – Czy sam sobie obciąłeś włoski? – Nie – odpowiedział. – Kazałem to wykonać słudze. Powiedziałem, że mam już dość tego, że wyglądam jak domowy pies. Lot zawsze był świeżo ostrzyżony i ogolony, samoczynnie Lancelot przez cały okres, kiedy tu pomieszkiwał. Chcę wyglądać jak szlachcic. – oraz zawsze tak wyglądasz, mój drogi – powiedziała, patrząc na małą, śniadą dłoń trzymającą jagodę. Dłoń była pokaleczona, knykcie poobcierane, jak u każdego żywego chłopca w tym wieku, zauważyła jednak, że musiał ją długo i mocno szorować, a paznokcie nie były brudne i połamane, ale równo i krótko obcięte. – Ale dlaczego założyłeś tego ranka swoją paradną tunikę? – Włożyłem świąteczną tunikę? – spytał z niewinnym wyrazem swej niewielkiej, smagłej twarzyczki. – No tak, chyba rzeczywiście. Cóż. – Zamilkł, a Morgause wiedziała, że każdy miał ku temu powód, ona go przenigdy nie pozna. Po chwili dokończył spokojnie: – Zmoczyłem drugą tunikę rosą, kiedy zrywałem dla ciebie jagody, pani. – Po czym dodał nagle: – Myślałem, że będę nienawidził Lancelota, matko. Gareth stale o nim mówił, jakby był samym Bogiem. Morgause wywołała wspomnienia sobie, że choć Gwydion nie płakał przed nią, to jednak strasznie przeżywał, kiedy Gareth odjechał na dwór Artura. Morgause też go brakowało, ponieważ Gareth był jedyną osobą na świecie, która dysponowała prawdziwy wpływ na Gwydiona. Potrafił go zmusić do posłuszeństwa jednym spokojnym słowem. Odkąd Gareth wyjechał, nie jest osoby, której rady posłuchałby Gwydion. – Myślałem, że Lancelot będzie pyszałkowatym głupcem – powiedział Gwydion – ale wcale taki nie jest. Opowiedział mi więcej o latarniach morskich, niż nawet sam Lot o nich